Czy ktoś z Was był kiedyś na takiej rozmowie kwalifikacyjnej, która sprawiła, że czuł się mały, nieważny i zastraszony? Jeśli nie to bardzo Wam zazdroszczę, a jeśli tak… to cóż – podajmy sobie dłonie. Ja na takiej rozmowie byłem ponad dwa tygodnie temu. W tamtym czasie miałem zamiar rozpocząć pracę jako agent ubezpieczeniowy albo w pojedynczym zakładzie, albo w jakiejś multiagencji, agent ubezpieczeniowy Kalisz. Miałem zamiar, bo już tego zamiaru nie mam. Moja pierwsza w życiu rozmowa kwalifikacyjna na stanowisko agenta ubezpieczeniowego sprawiła, że nigdy więcej nie chcę mieć do czynienia z tym zawodem. Jest to raczej nierealne, bo za parę miesięcy przyjdzie mi pewnie coś ubezpieczyć.
Wracając do sprawy rozmowy kwalifikacyjnej. Określając ją jednym słowem, najwłaściwszym określeniem byłoby: przerażająca. Może ja po prostu nie jestem osobą, która nadaje się do pracy w sprzedaży i ubezpieczeniach, jednak to, z jakim nastawieniem podeszła do mojej osoby komisja rekrutacyjna było po prostu okropne. Od początku do końca rozmowy miałem wrażenie jakbym znalazł się w krzyżowym ogniu pytań. Gdy kończyłem odpowiadać na jedno, natychmiast pojawiało się następne. Żadnego potakiwania, miłych gestów, uśmiechów – nic! Siedziałem jak na przesłuchaniu na komisariacie policji, i jak wszyscy przesłuchiwani marzyłem o ucieczce. Nie wiem czy taka forma prowadzenia spotkania była przypadkowa czy celowa, może chcieli sprawdzić jak łatwo poddaję się stresowi?
Zostaw komentarz